Wróciłam dziś do domu totalnie zmęczona. Do tego ubrałam się zbyt ciepło i byłam prawie ugotowana. Jeśli doliczyć do tego głód, wychodzi nam ... wiadomo - ogromne rozdrażnienie. Próbowałam odpocząć, niestety nic z tego. Musiałam odreagować. A to oznacza tylko jedno. Sprzątanie. A najlepiej sprzątanie plus zmiana dekoracji. Wtedy czuję jakbym z kurzami wymiatała złe emocje, a zmiany wokół, nawet te małe, np. kwitnąca koniczyna w wazoniku, zmieniają również w środku. Po akcji sprzątanie, zazwyczaj szybko wracam do normalnego stanu. Aaa, byłabym zapomniała. W zestawie na zdenerwowanie, sprzątanie odbywa się obowiązkowo z otwartymi na oścież oknami, a w odtwarzaczu - Enya. Najpierw Amarantine, a później cała reszta. Głośno.
A na ochłodę najlepszy jest arbuz. Bez dwóch zdań.
Ogólnie ostatnie dni wprowadziły trochę zamętu do mojego życia. Ale dam radę. W końcu nikt nie mówił, że będzie łatwo ;)
Nieźle namieszał też w głowie kubek stojący sobie na półce w Empiku:
W gruncie rzeczy, życie jest właśnie dlatego fajne, że jest różnorodne. Czasami chciałabym tylko mieć mniej myśli na raz w głowie. Gdzie to się mieści? ;)
Zaparzę sobie teraz herbatkę i posiedzę trochę na balkonie. Wieś o tej porze zazwyczaj już śpi. Jest cicho. Czasami usłyszeć można kumkanie żab, czy szczekanie psa. Poza tym - cisza. Wtedy nabiera się dystansu.
Dobrej nocy :)
Racja, wieczorne odgłosy wsi są zadziwiające i piękne zarazem. Miłego tygodnia!
OdpowiedzUsuńTe wczesnoporanne, gdy wszystko budzi się do życia również :) Tylko cywilizacja co raz bardziej się panoszy. Również na wsi. Już od 5 rano słychać samochody :( Pamiętam czasy gdy na ulicy grało się w piłkę ;)
OdpowiedzUsuńCudny te kubeczek!
OdpowiedzUsuń