poniedziałek, 26 stycznia 2015

A po lekcjach nadgodziny ...

Dlaczego nauczyciele mojego syna decydują o tym, w jaki sposób spędzimy popołudnie? Dlaczego moje dziecko od najmłodszych lat przyzwyczajane jest do tego, że poza szkołą/pracą nie ma życia? A co z rozwojem emocjonalnym dziecka? A co z prawem do spontanicznej zabawy i odpoczynku? Gdzie miejsce na zwykłą nudę, która bardzo rozwija kreatywność? Nie ma. Nie istotne.


Igor wraca ze szkoły. Zaraz okaże się, czy będziemy w stanie spędzić popołudnie tak jak sobie zaplanowaliśmy. Przed nami wizja spotkania z przygodą w Klubie Podróżnika. Mnóstwo ciekawych historii opowiedzianych przez ludzi, którzy nie boją się spełniać własnych marzeń. Brzmi cudownie. Jednak czy tam dotrzemy? Jeszcze nie wiem.Od czego to będzie zależało? Od tego ile czasu dziecko spędzi przy książkach. 

Kiedyś, wiele lat temu, kiedy sama byłam uczennicą, czułam, że to bardzo niesprawiedliwe. Nauczyciele i rodzice mówili nam, że obowiązek szkolny to tak jakbyśmy chodzili do pracy. Hmm, pewnie mieliśmy się poczuć jak dorośli i docenić ;) Dobrze, edukacja to podstawa - wiadomo. Zastanawiałam się dlaczego zatem moi rodzice po powrocie do domu nie muszą znowu pracować, a ja tak? 

Nie musiałam długo czekać. Moje dziecko już dawno wyraziło, nie mniejsze od mojego, oburzenie z tego powodu. No jak można się nie zgodzić? To zwykłe nadgodziny! A może w ten sposób przyzwyczaja się młode pokolenie do tego, że ostry zasuw przez cały dzień to norma? Może później, odpowiednio wytresowane,  nie będą stawiały oporu gdy szef będzie wymagał więcej i więcej? Czy na tym mnie jako rodzicowi zależy?

Jestem totalną zwolenniczką harmonii w życiu. I co teraz? Harmonia rozłożona na łopatki. Dziecka i nasza zarazem. Czy na prawdę życie ma polegać na czekaniu na weekend? 

Co z rozwojem emocjonalnym naszych pociech? Co z relacjami?  Co z tzw. świętym spokojem i relaksem? Chyba nie muszę pisać jak nadmiar obowiązków wpływa na emocje?

To nie tak, że moim zdaniem zadania domowe są be i wyeliminujmy je zupełnie. Chociaż w sumie, dlaczego nie? Ale OK, załóżmy, że zadanie to konieczność. Czy tak ciężko jest postawić na kreatywność? Czy dziecko na prawdę musi wpisywać określone wyrazy w luki, nudząc się przy tym jak mops? A może by tak zachęcić dziecko do własnych poszukiwań w określonej tematyce? Dlaczego nie? Nie rozumiem. 

Nie rozumiem dlaczego ktoś decyduje o tym jak będzie wyglądało popołudnie naszej rodziny. Tłumaczę dziecku świat, zachęcam do niestandardowego myślenia, uczę jak podążać małymi krokami w stronę szczęścia i napotykam mur za każdym razem, gdy nasz dzień wypełniony jest wyłącznie obowiązkami, po których nikt nie ma już sił na nic poza prysznicem.  

Nie byłabym sobą gdybym nie szukała jakiegoś rozwiązania tego problemu. Na razie kiepsko mi idzie, ale nie  poddaję się. Jeśli coś wymyślę - dam znać :)

Jak ta sprawa wygląda u Was? Wiem, ze są rodzice, którym to zupełnie nie przeszkadza. Dziecko zajmuje się nauką i mają je z głowy :( Można włączyć tv lub internet i żyć, nie umierać :(
Marzy mi się szkoła Montessori. To jest właśnie jeden z nielicznych momentów, kiedy żałuję, że nie mieszkamy w dużym mieście :)

Obiecuję, że następnym razem będzie bardziej optymistycznie :)

Pozdrawiam Was życząc udanego tygodnia :)
Aneta

6 komentarzy:

  1. Anetko, to nie nauczyciele o tym decydują, tylko system. A jaki jest system każdy widzi. Materiał jest przeładowany pierdołami, które do niczego się w zyciu nie przydadzą, nadeszła era nauczania "pod egzaminy", nauczyciele muszą się wyrobić z tzw programem. Sama byłam nauczycielką przez wiele lat, zdarzaały mi się sytuacje, że "obrywało" mi się od rodziców, że za mało zadaję do domu, albo za mało robię sprawdzianów ;-) Znam też mnóstwo rodziców, którzy swoim dzieciom nie zostawiają ani jednego popołudnia wolnego wypełniająć dni po pbrzegi dodatkowymi zajęciami, co oczywiście jest chore. Mój syn obecni chodzi do 11 klasy gimnazjum na Bawarii, czyli odpowiednik naszj 2 kl liceum, przygotowuje się do matury, codziennie ma 6 lekcji!!!!! Można?? Można :-) Ma czas na swoje zainteresowania, na zwykłą nudę, na sport. Nie wiem czy takie coś kiedykolwiek w naszym kraju będzie możliwe, mam nadzieję, że tak:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem przekonana, że w każdym "złym" systemie można postarać się o to, by rzeczywistość była nieco bardziej przyjazna ;) Mamy XXI wiek, dostęp do informacji właściwie nieograniczony. Nietrudno formułować ciekawe tematy zadań domowych. Nie ma nic gorszego niż nudna nauka pod przymusem. Badania mówią same za siebie. To się nie sprawdza. Na wielu płaszczyznach. To raz. A dwa, niech termin nie będzie na jutro, dajmy ludziom po prostu żyć. Nie chodzi mi o to, by szkalować nauczycieli, sama nim jestem ;) Chciałabym jedynie szacunku. Szacunku dla całej naszej rodziny i naszego czasu WOLNEGO. Nie rozumiem dlaczego mam o to prosić...

      Usuń
  2. widzę, że nie tylko u mnie tak jest :( Wychodzę z pracy o 16:30, odbieram córkę ze świetlicy - i już wiem, że jak wrócimy do domu o 16:30 to po godzince "relaksu" - dla niej, bo ja zrobię wtedy wszystko co jest do zrobienia w domu - czeka na nas zadanie domowe :$ I tak od poniedziałku do piątku, bo w weekend nie pracujemy :)) I też się często zastanawiam, czy to właśnie tak ma wyglądać nasze życie, nasz czas wolny?

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze mówiąc, jeszcze rok temu, byłam święcie przekonana, że w Polsce istnieje coś takiego jak "obowiązek szkolny". Całe moje myślenie zmieniło się o 180 stopni, kiedy to przez pewien czas robiłam karierę ;) jako korepetytor języka hiszpańskiego. Owszem, było to zupełnie nie po drodze z tym czym teoretycznie powinnam się w życiu zajmować, jednak jednym z wielu plusów było to iż miałam okazję poznać wielu, naprawdę wyjątkowych, ludzi. Jedną z tych osób był chłopiec, którego tata zapisał do mnie na lekcje, co zadziwiające - na 9 rano. Na pół automatycznie, tak żeby przełamać pierwsze lody, spytałam, czy nie powinien być teraz w szkole i wtedy jego tata, będący świadkiem całej rozmowy, wszystko mi wyjaśnił. Okazało się, że jest ojcem trójki dzieci, z których żadne nigdy nie było i nie będzie w szkole. Razem z żoną zdecydowali się na nauczanie domowe i tak naprawdę jedynym obowiązkiem ciążącym na tych dzieciach było napisanie egzaminu, RAZ w roku. Miałam przyjemność (naprawdę była to najprawdziwsza przyjemność) pracować z tym dzieckiem prawie pół roku i muszę przyznać, że nigdy nie spotkałam się z tak niestandardowym myśleniem jak i z takim niesamowitym tempem uczenia się języka. Krótko mówiąc, ja jestem taką możliwością głęboko zafascynowana, przemyślałam to na wskroś, przewertowałam całe internety i mogłabym pisać na ten temat jeszcze godzinami. Wiem, że moje dzieci na pewno do szkoły nie pójdą, ale wiem też, jaką reakcję wywołuje to co mówię u większości ludzi ;)
    _________
    Natalia, http://www.pieceofsimplicity.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. O tak :) szkoła marzeń :) http://dziecisawazne.pl/trudno-o-bardziej-efektywna-nauke-rozmowa-z-katarzyna-mitschke-o-szkole-demokratycznej/

    OdpowiedzUsuń
  5. I jeszcze :)
    http://wyborcza.pl/duzyformat/1,142477,17323659,Skacza_i_licza.html?utm_source=facebook.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_Gazeta_Wyborcza

    OdpowiedzUsuń

Komentarz to dla mnie znak, że było warto :) Dziękuję :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...