Prawda jest taka, że dopiero odkąd zaczęłam praktykować wdzięczność, zrozumiałam jakie moje życie jest świetne.
Przy tej praktyce zupełnie zmienia się spojrzenie na absolutnie
wszystko. I tak sobie myślę, że gdyby wszyscy ludzie chcieli zagłębić
się w tę tematykę - to świat byłby cudownie piękny. Często jest tak, że
zaczynamy doceniać to co mamy dopiero wtedy gdy to t
racimy. Ja tak nie
chcę. Chcę doceniać tu i teraz, kiedy jest. I cieszyć się tym
wszystkim jak dziecko z nowej zabawki, i chłonąć całą sobą, nawet jeśli
ktoś patrzy na mnie w ten specyficzny sposób pod tytułem "odbiło jej".
Może i tak, ale pozytywnie!
Kiedy zaczynałam praktykować wdzięczność, do głowy przychodziły mi
raczej ogólniki, typu: zdrowie, bliscy, dom i tak dalej. Z biegiem czasu
zaczęłam zauważać więcej szczegółów: dobra zupa na obiad, piękne kwiaty
w ogrodzie, wycieczki, które uwielbiam. Ale praktyka czyni mistrza. I na chwilę obecną chyba mogę się nazwać mistrzynią wdzięczności :)
Śpiewający kos, zapach lasu, czyjś uśmiech, wyczulone zmysły, księżyc w
pełni, nowy pęd w mojej monsterze kupionej za grosze na olx ;)
Reszta wpisu i moja miesięczna lista wdzięczności znajduje się tutaj - Wdzięczność - miesięczna lista :)
Natomiast inne wpisy tutaj - Ja autentyczne :)
Zapraszam :)
Bo pięknie jest !!!
małymi krokami w stronę szczęścia ...
wtorek, 15 maja 2018
Koło życia - narzędzie rozwojowe, które bardzo polecam.
Widzę, że pomimo zamknięcia tego bloga sporo z Was jeszcze tutaj zagląda. Zapraszam w nowe miejsce, gdzie regularnie piszę :)
Myślę, że spodoba Ci się ostatni wpis o Kole Życia :) Przyjdź, sprawdź, zapraszam :)
"Kiedyś, dawno temu zapisałam się na newsletter z pewnej firmy szkoleniowej i w skrzynce mailowej znalazłam zaproszenie na warsztat rozwojowy. Było mi już tak bardzo nijak i tak bardzo chciałam coś zmienić, że potraktowałam to jako ostatnią deskę ratunku. I całe szczęście, ponieważ tych kilka spotkań z bardzo sympatyczną prowadzącą wystarczyło, by coś drgnęło. Czuję nieopisaną wdzięczność, że znalazłam się w tamtym czasie, w tamtym miejscu i że mogłam doświadczyć tej fajnej przemiany, która się zadziała, i która rozpoczęła tę bardziej świadomą część mojego życia.
Żeby z czymkolwiek wystartować warto określić swoje obecne położenie i przynajmniej mniej więcej wiedzieć w jakim kierunku się zmierza. Może nie jest to konieczne, ale z tym jest zdecydowanie łatwiej. I koło życia służy właśnie do tego. Jest podzielone na osiem obszarów: rodzina, rozwój osobisty, rozrywka, standard życia, życie zawodowe, pieniądze, zdrowie, przyjaciele. Można oczywiście zamiast proponowanych - wpisać inne, ważne wartości, lub po prostu dopisać kilka swoich"
To część postu. Po resztę zapraszam tutaj - koło życia
Żeby zobaczyć cały blog kliknij - Ja autentyczne :)
Myślę, że spodoba Ci się ostatni wpis o Kole Życia :) Przyjdź, sprawdź, zapraszam :)
"Kiedyś, dawno temu zapisałam się na newsletter z pewnej firmy szkoleniowej i w skrzynce mailowej znalazłam zaproszenie na warsztat rozwojowy. Było mi już tak bardzo nijak i tak bardzo chciałam coś zmienić, że potraktowałam to jako ostatnią deskę ratunku. I całe szczęście, ponieważ tych kilka spotkań z bardzo sympatyczną prowadzącą wystarczyło, by coś drgnęło. Czuję nieopisaną wdzięczność, że znalazłam się w tamtym czasie, w tamtym miejscu i że mogłam doświadczyć tej fajnej przemiany, która się zadziała, i która rozpoczęła tę bardziej świadomą część mojego życia.
Żeby z czymkolwiek wystartować warto określić swoje obecne położenie i przynajmniej mniej więcej wiedzieć w jakim kierunku się zmierza. Może nie jest to konieczne, ale z tym jest zdecydowanie łatwiej. I koło życia służy właśnie do tego. Jest podzielone na osiem obszarów: rodzina, rozwój osobisty, rozrywka, standard życia, życie zawodowe, pieniądze, zdrowie, przyjaciele. Można oczywiście zamiast proponowanych - wpisać inne, ważne wartości, lub po prostu dopisać kilka swoich"
To część postu. Po resztę zapraszam tutaj - koło życia
Żeby zobaczyć cały blog kliknij - Ja autentyczne :)
czwartek, 24 listopada 2016
Nowy blog, nowy adres - zapraszam :)
Witam Cię serdecznie.
Od jakiegoś czasu bloguję w nowym miejscu i chciałam serdecznie zaprosić Cię do odwiedzin :)
Do zobaczenia :)
Pozdrawiam,
Aneta.
piątek, 1 maja 2015
Mój pomysł na... zielnik na balkonie :)
Świeżych ziół nigdy dosyć! Zawsze mam jakieś na kuchennym parapecie, ale... mamy maj, spokojnie można zaszaleć już z sadzeniem roślin na zewnątrz. Jeśli macie do dyspozycji balkon - świetnie! Sadzonki można umieścić w tradycyjnych donicach, albo - żeby nie tracić miejsca - wykorzystać takie oto plastikowe pojemniki nakładane na poręcz.
Jak widzicie - połączyłam zioła z kwiatami. Na razie są to stokrotki, ale niebawem zastąpią je piękne jaśminy, które utworzą naturalną osłonę poręczy balkonowych. Ok, wróćmy do tematu ;) Zioła najlepiej kupować na giełdzie kwiatowej - gwarancja dobrego wzrostu jest wtedy baaardzo duża. Podobnie, tylko trochę drożej, jest na targowiskach. Market to ostatnie miejsce, w którym kupuję zioła, ale wiadomo - czasami jedyne dostępne w danej chwili. Dobrze wtedy pamiętać, że im szersza/większa doniczka - tym lepiej rozwinięty system korzeniowy. Po przesadzeniu do pojemników należy je oczywiście od razu podlać. Ogólnie rośliny balkonowe najlepiej nawadniać rano, wtedy w ciągu dnia dobrze poradzą sobie z majowym słońcem, którego mam nadzieję będzie pod dostatkiem.
Pojemniki, które zastosowałam w tych nasadzeniach, występują w różnych rozmiarach i kolorach. Posiadają elementy mocujące, dlatego pasują również na cieńsze poręcze. Dostępne są w kilku różnych marketach, nie powinno być problemu z dostępnością. Nie zapomnijcie o otworach odpływowych dla wody. Są konieczne i trzeba wykonać je samodzielnie. Bardzo polecam takie rozwiązanie, póki co nie znalazłam lepszego :)
PS. To nie jest post sponsorowany heh ;) A szkoda, mam jeszcze wolne miejsce ;)
Pozdrawiam,
Aneta
środa, 29 kwietnia 2015
"A co jeśli się uda?" - Magiczne pytanie :)
Takie świetne pytanie, a tak rzadko sobie je zadaję... Częściej pojawia się czarnowidztwo, które zazwyczaj nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Zastanawiam się ile okazji zmarnowałam, ilu chwil nie przeżyłam, ile razy wycofałam się z powodu błąkającego się po głowie jak mantra "a co jeśli się nie uda?". A to przecież takie przyjemne, zastanawiać się, snuć wizje jak cudownie będzie gdy zrealizuję to o czym myślę :) Naturalnym skutkiem ubocznym zadawania sobie tytułowego pytania jest rozbudzenie w sobie kolorowych, optymistycznych wizji, które popychają w kierunku realizacji planów i spełniania marzeń :) Wiem już, że warto marzyć, wiem też, że marzenia się nie spełniają (nie ma na co czekać, niestety) - marzenia się spełnia (trzeba wziąć sprawy w swoje ręce, najlepiej od razu), wiem, że spełnianie marzeń nie jest trudne, wiem, że jest możliwe, wiem, że należy marzyć z rozmachem. No fajnie :) Co dalej?
Teraz przyszła kolej na snucie pozytywnych wizji, które dają jeszcze większą energię i sprawiają, że marzę częściej i bardziej intensywnie :) Zbyt często rozpoczynając kolejny projekt startowałam mentalnie przygotowana na niepowodzenie. Miałam w myślach opracowany plan B, C, a często i D. Myślałam, że to przezorność czy zaradność, a to zwykły strach. Strach przed porażką i brak zgody na nią. Zabrakło odwagi, a bez tego nie ma marzeń. Oczywiście, że nie wszystko jest zawsze po mojej myśli. Czasami spadam twardo na cztery litery, dostaję obuchem po głowie. Te doświadczenia są bardzo potrzebne. Oprócz tego, że uczą pokory (której dziś bardzo brakuje) - skłaniają do myślenia (tego też brakuje) i wskazują kierunek. Kiedy patrzę wstecz - każde niepowodzenie nauczyło mnie czegoś ważnego. Analogicznie - każde kolejne również da mi lekcję. Wychodzi więc na to, że porażki należy przyjmować z wdzięcznością :) Czy w ogóle bez porażki możliwy jest rozwój? No tak, to bardzo niepopularny sposób myślenia ;) Na szczęście od zawsze miałam tendencje do życia "pod prąd" ;)
W związku z powyższym zapadła pewna decyzja. Odwlekana przez lata. Z różnych powodów. Wszystkie z nich były rezultatem obaw i strachu, były odpowiedzią na pytanie "a co jeśli się nie uda?" Pewnego dnia powiedziałam sobie: kurcze, a co jeśli SIĘ UDA? To dopiero będzie! I nagle, tak po prostu, postanowiłam zrealizować ten pomysł. Na chwilę obecną odczuwam tak wielką ekscytację moimi planami, że nie potrafię zrozumieć jak mogłam sama pozbawiać siebie tak pięknego stanu. A to dopiero początek!
Ot takie, ubiegłotygodniowe przemyślenia :)
Pozdrawiam i zachęcam do częstego zadawania sobie (i innym) tego niesamowitego pytania!
Aneta :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)